Wszystkie drogi prowadzą do Firy (Santorini cz. 5 - i ostatnia :-)


Z pisaniem o Firze jest pewien problem. Mianowicie pod względem turystycznym to taka większa, mniej skondensowana Oia. Białe domki na zboczu kaldery – są. Port, do którego prowadzą dłuuugie schody – jest. Wąskie, strome uliczki – odhaczone. Liczne kościoły – jakżeby inaczej… Dlatego przedstawiając Firę nie da się uniknąć porównań czy wręcz powtórek.

Jak pisałam wcześniej, transport publiczny na wyspie jest zcentralizowany. Dlatego też każdy turysta poruszający się autobusem trafia do Firy i to zazwyczaj kilka razy. Sam dworzec to osobna historia, ale dzisiaj potraktuję go tylko jako punkt wyjścia. Drogowskazem jest wznosząca się nieopodal biała bryła kościoła. Świątynia stoi przy głównym deptaku prowadzącym po krawędzi kaldery przez niemal całe miasto i dalej. Właściwie z każdej strony rozpościerają się piękne widoki.

  Pomiędzy deptakiem a główną ulicą Firy znajduje się historyczna część miasta, bardzo mocno nastawiona na turystów. Dopiero trochę dalej można znaleźć „zwyczajne” sklepy, apteki czy zakłady usługowe. 




Za to kościoły są wszędzie - i to całkiem zróżnicowane ;-)


Położony w dole Stary Port to obowiązkowy punkt zwiedzania. Prowadzi do niego ok. 600 schodów – przyznaję, pod koniec kolana mi drżały… Oczywiście można wybrać osiołki, których jest tu więcej niż w Oii, co widać i czuć. Zwłaszcza w dolnej bazie, gdzie zwierzęta stoją dosłownie we własnych odchodach.


Na szczęście jest jeszcze trzecia opcja, a mianowicie kolejka linowa. I to właśnie to rozwiązanie polecam, przynajmniej w jedną stronę.

Sam port nie powala rozmiarami, ale to właśnie tu przybijają statki wycieczkowe. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na budynki wykute w miękkich skałach.


   Po powrocie na górę można kontynuować zwiedzanie Firy albo wybrać się deptakiem do Imerovigli. Zasadniczo szlak liczy trochę ponad 10 kilometrów i prowadzi aż do Oii, ale ponoć dalej robi się dość monotonnie. Tymczasem początkowy odcinek (ok. 2 kilometrów) pełen jest wizualnych atrakcji.




Po fakcie wiem już, że lepiej podjechać do Imerovigli autobusem i wrócić pieszo do Firy. Z prostego powodu – dzięki temu idzie się głównie w dół, podczas gdy w drugą stronę trzeba trochę się pomęczyć, często w palącym słońcu. Po dotarciu do celu nawet nie miałam szczególnej ochoty na zwiedzanie Imerovigli…

Jeśli natomiast ktoś zdecyduje się na bardziej dogłębną eksplorację Firy to także znajdzie sporo atrakcji. W mieście jest kilka muzeów i udostępnionych zwiedzającym świątyń. Dla mnie jednym z najciekawszych punktów były… urbexy. Okazało się bowiem, że w stolicy Santorini jest ich całkiem sporo! Część to zwykłe, opuszczone domy (za 1 euro? ;-), ale są też pozostałości starszych budynków, prawdopodobnie zniszczonych i porzuconych po trzęsieniu ziemi w 1956 roku. O ile w Pyrgos były to resztki murów, a w Emporio domy na obrzeżach, o tyle w Firze można trafić na ruiny naprawdę dużych konstrukcji. 


Santorini to piękne miejsce. Nie ósmy cud świata, jak przekonują niektórzy, ale na pewno warto je odwiedzić. Niestety podobnie myślą rzesze innych turystów, co może skutecznie popsuć wakacje. Cóż, pewnie większość tych osób podobne myśli o nas...



Wcześniejsze wpisy o Santorini:

1. Wstęp do Santorini

2. Z Pyrgos do Emporio

3. Kalispera, Oia!

4. Kalimera, Oia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie drogi prowadzą do Firy (Santorini cz. 5 - i ostatnia :-)

Z pisaniem o Firze jest pewien problem. Mianowicie pod względem turystycznym to taka większa, mniej skondensowana Oia. Białe domki na zboc...