Jeden dzień na szlaku św. Jakuba - Baskonia 2018

Planując urlopową wyprawę do Kraju Basków nie poświęcałam szczególnej uwagi szlakowi św. Jakuba, który (w jednej z wielu wersji) prowadzi wzdłuż północnego wybrzeża Hiszpanii. Od dziecka nie miałam ciągot pielgrzymkowych, Santiago de Compostela nie było  dla mnie jakimś szczególnym miejscem, nawet osławionego „Pielgrzyma” Coelho nie czytałam. A jednak, kiedy już dotarłam do Baskonii, przekonałam się, że Camino de Santiago jest wszechobecne.  Co więcej, często przemierza się jego skrawki, zupełnie mimowolnie i nieświadomie...
Szlaków św. Jakuba jest wiele. Zaczynają się w najróżniejszych punktach globu, prowadzą w jedno miejsce – do rzekomego grobu apostoła Jakuba w Santiago de Compostela. Większość pielgrzymów przylatuje do Hiszpanii lub Portugalii i zalicza tylko trasę przez Półwysep Iberyjski, jednak wędrówkę można zacząć wszędzie – także w Polsce.

źródło
źródło
Przez Baskonię przechodzi Camino del Norte – Droga Północna. Ważna dawno temu, potem mocno zapomniana ze względu na nieprzyjazne środowisko i trudne warunki. W XXI wieku trasa odzyskuje popularność, zwłaszcza wśród pielgrzymo-turystów, dla których wędrówka jest okazją do zwiedzania ciekawych miejsc i podziwiania piękna przyrody. A tego w Kraju Basków nie brakuje. Szlak prowadzi górskimi ścieżkami wzdłuż linii klifów albo też brzegiem morza, zahaczając o historyczne atrakcje i piękne plaże.  
Znaczenie ma też zapewne bezpieczeństwo – przez długi czas symbolem tego rejonu była ETA, która obecnie zaprzestała działań zbrojnych. Mimo to tendencje separatystyczne i niepodległościowe są bardzo silne. Wyrażają się między innymi w kultywowanych przez Basków tradycjach oraz języku. Przykłądowo:  pociągi i autobusy nie jeżdżą do San Sebastian, ale do Donostii ;-)

Apostoł i święty Jakub Starszy, którego szczątki spoczywają podobno w Santiago de Compostela

Na Camino de Santiago pielgrzymowanie jest aktywnością zorganizowaną. Wzdłuż trasy znajdują się schroniska (albergue), w których wędrowcy mogą się zatrzymać. Koszt noclegu to donativo, czyli polskie „co łaska” , przy czym podobnie jak w naszych kościołach może to oznaczać „ale nie mniej niż…”.  By zostać przyjętym w „prawdziwym” albergue należy posiadać credencial, czyli tak zwany „paszport pielgrzyma”, który można otrzymać w licznych stowarzyszeniach przyjaciół Dróg św. Jakuba. Oczywiście na wędrowcach zarabiają też zwykłe schroniska i hostele, działają również przewoźnicy, którzy dostarczają bagaże z jednego punktu trasy do kolejnego, tak, by pielgrzym nie musiał dźwigać plecaka kg 20+.


Nie, nie zaliczyłam żadnego etapu Camino, choć kilkakrotnie przebyłam krótkie odcinki pokrywające się z tym szlakiem. Najciekawszy był ok. 8 km spacer z Donostii do Pasaia do San Juan. Zasadniczo po drodze św. Jakuba, tyle że… do tyłu. Pielgrzymkowo raczej się nie liczy, wspomnieniowo - jak najbardziej ;-).  
*****************

Cel wędrówki - Pasaia de San Juan - znajduje się po drugiej stronie tej górki. Nie wydaje się szczególnie wysoka, ale ponieważ zaczynamy dosłownie z poziomu morza to jakoś rośnie w czasie wspinaczki.


Nie trzeba wspinać się na szczyt góry tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy jest wysoka.

Rzut oka w tył, czyli na plażę, z której wyruszałam.

Sam szlak nie jest zbyt trudny, ziemno-kamienisty, częściowo prowadzi przez tereny leśne. Właściwie cały czas idzie się po zboczu góry, z jednej strony mając dość stromy spadek. Mi osobiście przeszkadzało śliskie błoto, no i to, że ścieżka nieustannie falowała, dopasowując się do ukształtowania terenu. Zabezpieczeń brak, nawet przy fragmentach bardziej urwistych.
Pewnym problemem mogą być też dość słabo widoczne oznaczenia, zwłaszcza jeśli chce się iść dokładnie szlakiem św. Jakuba. Może się okazać, że ktoś zabłądzi na „niekanoniczną” część trasy...

 
baczne obserwowanie drogi.

Wszystko jednak wynagradzają widoki.
Gdziekolwiek zapragniesz ujrzeć oblicze Boga, 
tam je zobaczysz.
Na tym fragmencie trasy nie ma zbyt wielu miejsc na odpoczynek - zbocze jest zbyt strome, by można było wygodnie się rozłożyć. Na szczęście mniej-więcej w połowie drogi znajduje się "okrągły stół" i źródełko (ok, mam nadzieję, że to było źródełko ;-)
Na końcu naturalnego szlaku znajduje się niewielki parking, placyk, kilka ławek i kosze na śmieci. Można tam zboczyć z trasy, by odwiedzić latarnię morską Faro de la Plata. Niestety podczas mojej wyprawy trwał akurat okres lęgowy jakiegoś ptactwa i droga była zamknięta, mogłam więc jedynie zrobić zdjęcie z oddali.
 
A latarnia z drona wygląda tak:
żródło
źródło
Od placyku w dół prowadzi asfaltowa szosa. Schodzi się nią wygodnie, ale podejrzewam, że wchodzenie musi być męczące. W dole pojawia się zatoko-ujście (nie wiem, w którym miejscu kończy się rzeka i zaczyna morze, stąd ten słowotwór).

Na przeciwległych brzegach przycupnęła dwuczęściowa miejscowość, która była moim celem. Najpierw trafia się do większego, bardziej zwyczajnego Pasaia de San Pedro. Następnie należy przepłynąć motorówką na drugą stronę, do Pasaia de San Juan.


To bardzo kolorowe, pocztówkowe miejsce, nastawione mocno na turystów. Zwłaszcza w reprezentacyjnej, rozciągniętej na wąskim nabrzeżu części.

Niezwykłe można spotkać na ścieżkach zwykłych ludzi.

Po tak miło spędzonym dniu jeszcze powrót (autobusem) do punktu wyjścia - na plażę Zurriola w Donostii.
Nie, to nie grzech być szczęśliwym.

We wpisie wykorzystałam cytaty z książki "Pielgrzym" Paulo Coelho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie drogi prowadzą do Firy (Santorini cz. 5 - i ostatnia :-)

Z pisaniem o Firze jest pewien problem. Mianowicie pod względem turystycznym to taka większa, mniej skondensowana Oia. Białe domki na zboc...