W przewodnikach i relacjach z Santorini można znaleźć opisy kilku niewielkich, atrakcyjnych miejscowości poza głównymi turystycznymi molochami, czyli Oią i Firą. Trzy z nich uwzględniłam w mojej rozpisce – Pyrgos, Megalochlori oraz Emporio. Niestety Megalochlori padło ofiarą ostatniochwilowej zmiany planów. Otóż wszystkie wspomniane miasteczka leżą przy trasie Fira-Perissa. Jednak już na miejscu dowiedziałam się, że z położonego na górze Pyrgos można zejść bezpośrednio do Emporio kilkukilometrowym pieszym szlakiem. Uznałam, że to świetna opcja, jednak w rezultacie ominęłam Megalochlori – dosłownie i w przenośni. Trochę żałuję, lecz i tak czuję się usatysfakcjonowana tym, co udało mi się zobaczyć. No i faktem, że nie padłam gdzieś po drodze, greckie słońce bywa naprawdę agresywne.
Pyrgos…
…znajduje się na szczycie wzgórza. To najwyżej położona wioska na całej wyspie, stąd wspaniałe widoki właściwie na wszystkie strony.
Pyrgos był kiedyś stolicą Santorini, między innymi ze względu na swoje walory obronne. Słowo to oznacza „zamek” i odnosi się do twierdzy, która wznosiła się na szczycie. Dziś zostały z niej resztki murów. By dotrzeć do centrum należy powspinać się wąskimi krętymi uliczkami – Pyrgos to jedno z tych miasteczek, w których płaski teren zdarza się tylko przypadkiem. Ale to naprawdę urzekające uliczki, domki, schodki… I masa szczegółów – drzwi, lampy, doniczki...
Dawniej jedyne wejście na teren twierdzy |
Zabudowa schodkowa - okno położonego niżej pokoju na poziomie ulicy |
Podobnie jak w innych miejscowościach na wyspie, jest tu masa kościołów i cerkwi. Warto jednak zauważyć, że duża część santoryńskich świątyń to maleństwa o rozmiarach porównywalnych do polskich kaplic. Dlatego jeśli przeczytacie, że gdzieś jest 20, 30 czy 50 kościołów, to nie sugerujcie się tym zbytnio – niektóre będą mniejsze od przeciętnego domu i schowane w jakimś zaułku.
Wprawdzie wulkan, który zniszczył „Atlantydę”, od wieków nie powtórzył swojego wyczynu, ale nie znaczy to, że są to spokojne tereny. Na Santorini zdarzają się trzęsienia ziemi, niekiedy bardzo poważne. Ostatnie duże wstrząsy (7,8 w skali Richtera) miały miejsce w 1956 roku i zniszczyły część wyspy. Wprawdzie odbudowa poszła sprawnie, jednak konsekwencje aktywności sejsmicznej widać w całym rejonie. Należą do nich pozostałości tego, czego jednak nie zrekonstruowano. Właściwie we wszystkich miejscowościach można trafić na zrujnowane, opuszczone budynki, często skonstruowane w „starym” stylu, z wykorzystaniem naturalnych materiałów i elementów terenu.
Z Pyrgos do Emporio
Trekking Pyrgos - Emporio dzieli się na dwie części. Początkowo zaczynająca się za miastem trasa wiedzie szeroką gruntową drogą, którą mogą poruszać się samochody. Paradoksalnie to także mocno męczący odcinek. Brakuje cienia, a spalona słońcem nawierzchnia przypomina piaszczysto-żwirową plażę. Z tego względu sandały są kiepskim pomysłem, choć poziom trudności nie wymaga porządnego obuwia. Ale co to za przyjemność, kiedy co kilka kroków trzeba wytrząsać z butów drobne kamyczki i pył?
We wrześniu okolica była dosłownie wypalona.
Na zboczach można zauważyć krzewy winorośli, ale niemal żadna inna roślinność
nie przetrwała lata. Nawet rosnące gdzieniegdzie kaktusy wydawały się takie…
oklapnięte. Z pozytywów - podczas całego spaceru nie spotkałam żywej duszy (martwej też), z wyjątkiem raczej słyszalnych niż widzialnych jaszczurek.
Po niecałych dwóch kilometrach zaczynają się dawne przedmieścia Emporio i chyba najciekawszy odcinek wycieczki. Teren ten jest wypełniony opuszczonymi, mniej lub bardziej zrujnowanymi domami. Dlaczego są w takim stanie? Zapewne złożyło się na to wiele przyczyn. Wspomniane już trzęsienia ziemi, ale też zmiany ekonomiczne czy demograficzne. Niektóre budynki wydają się naprawdę prymitywne – ich modernizacja mogła być nieopłacalna lub niemożliwa. Trochę jak obraz zapadłej polskie wsi…
Emporio
Samo Emporio to naprawdę
ciekawe miejsce. Uliczki są jeszcze węższe i
bardziej kręte niż w Pyrgos ;-)
Czuć tu bardziej wschodni klimat, pojawia się też więcej koloru żółtego i łukowatych kształtów.
Oczywiście nie brak kościołów i weneckiego zamku, jednak zrobienie dobrego zdjęcia jest prawie niemożliwe ze względu na ciasną zabudowę. Wyjątkiem jest duża świątynia na placu poza historycznym centrum.
Żałuję tylko, że nie dane mi było zobaczyć tych okolic wiosną, nim przyroda przegrała z letnim upałem. No ale wtedy woda w morzu byłaby dużo zimniejsza ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz