Bari to przypadek szczególny. Choćby dlatego, że choć spotkanie z Apulią zaczyna się w tym mieście to moja relacja na nim się kończy. Niektórzy uważają, że Bari ma niewiele do zaoferowania i sprawdza się głównie jako baza wypadowa. Że największe atrakcje można odhaczyć w pół dnia, a tak w ogóle to najmniej interesujący punkt włoskiej wyprawy. Tymczasem stolica Apulii to miasto do odkrywania i poznawania, bez pośpiechu czy ścisłego planu. Niestety podczas mojej wizyty Bari niemal tonęło w ulewnym deszczu i w rezultacie udało mi się upolować zaledwie kilka nie-chmurnych chwil...
Stare Miasto w Bari nie zajmuje zbyt wielkiego obszaru, ale plątanina uliczek sprawia, że można spędzić tam sporo czasu. Zgubić się nie sposób – nawet jeśli przez chwilę nie wiemy, gdzie jesteśmy, to bardzo szybko natrafimy na jeden z łatwo rozpoznawalnych punktów, takich jak XIII-wieczny zamek Svevo, Katedra San Sabino, czy Piazza Mercantile z zabytkowym pręgierzem.
Najważniejszym zabytkiem jest bazylika pod wezwaniem świętego Mikołaja, patrona Bari. W krypcie spoczywają ponoć jego relikwie, co sprawia, że jest ona świętym miejscem dla wyznawców prawosławia. Dla Polaków ciekawszy może być fakt, że to w tym kościele znajduje się grobowiec królowej Bony.
W okolicach bazyliki natknęłam się na schowany w bocznej uliczce sklepik/warsztat z pamiątkami NIE z Chin i wyjątkowo sympatyczną parą pracowników (właścicieli?).
Najbardziej urzekło mnie, że Bari to miasto żywe i żyjące. W historycznych budynkach mieszkają zwyczajni ludzie, którzy wiodą normalną, spokojną egzystencję, niezależną od rzeszy turystów. Oczywiście zarabiają na nich, ale też spędzają wieczory wprost na ulicy, na wystawionych z domów krzesłach. Grają w karty i plotkują, podczas gdy wokół bawią się dzieci. W Bari nie ma tego poczucia "muzealności", obecnego w wielu innych zabytkowych miejscach.
Najbardziej urzekło mnie, że Bari to miasto żywe i żyjące. W historycznych budynkach mieszkają zwyczajni ludzie, którzy wiodą normalną, spokojną egzystencję, niezależną od rzeszy turystów. Oczywiście zarabiają na nich, ale też spędzają wieczory wprost na ulicy, na wystawionych z domów krzesłach. Grają w karty i plotkują, podczas gdy wokół bawią się dzieci. W Bari nie ma tego poczucia "muzealności", obecnego w wielu innych zabytkowych miejscach.
Jest za to JEDZENIE. Każdy znajdzie coś dla siebie: cieplutką, sprzedawaną na kawałki focaccię, panzerotto z mozzarellą czy smażone na głębokim tłuszczu, wprost na ulicy, przekąski: sgagliozze z polenty oraz popizze z mąki pszennej.
Jedną z wizytówek Bari jest makaron. Można go kupić w różnych wersjach, paczkowany i na wagę...
...ale najważniejsze są orecchiette (małe uszka). To odmiana makaronu wyrabiana ręcznie przez mieszkanki Bari, we własnych domach, przy otwartych drzwiach lub oknach.
...ale najważniejsze są orecchiette (małe uszka). To odmiana makaronu wyrabiana ręcznie przez mieszkanki Bari, we własnych domach, przy otwartych drzwiach lub oknach.
Jeśli ktoś chce potraktować orecchiette jako pamiątkę z Apulii to warto pamiętać, że ten makaron nadaje się do spożycia przez jakiś tydzień, dwa to już ryzyko. Smacznego!
---------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz