Jedną z tych wycieczek odbyłam w Estonii, gdzie wybrałam się kilka lat temu dzięki wyjątkowo korzystnej promocji LOT-u. Właściwie Tallin nie był nigdy na mojej liście „miejsc, które chcę zobaczyć przed śmiercią”, ale okazał się naprawdę atrakcyjny turystycznie.



Jedną z największych zalet Lahemy jest różnorodność.
Wycieczka obejmowała kilka punktów, a każda część prezentowała coś
innego. Zaczęliśmy niezbyt szczęśliwie od wodospadu Jägala, który
okazał się prawie wyschnięty. Ale podobno poza okresami suszy prezentuje
się imponująco.

Drugi przystanek – opuszczona postsowiecka baza łodzi podwodnych w Hara – to gratka dla wszystkich miłośników urbexów.


Stamtąd udaliśmy się do Käsmu, miejscowości nazywanej „Wioską Kapitanów”. Główną atrakcją jest Muzeum Morskie, ale równie ciekawe wydają się plenery.


Następnie pięknym szlakiem powędrowaliśmy do rybackiej wioski Altja, w której można zobaczyć typową dla tych terenów architekturę drewnianą.



Z wiejskich chatek przenieśliśmy się następnie do pałacu, a konkretnie do dworu Sagadi, dawnej siedziby niemieckiego rodu von Fock.



Na koniec czekała nas największa atrakcja – pieszy szlak przez torfowisko Viru. Trasa ma nieco ponad trzy kilometry, a poruszać należy się po drewnianych kładkach. Na terenie Viru Rabu panuje cudowny spokój. Jak tłumaczył przewodnik – tak naprawdę cały ten obszar był kiedyś jeziorem, które stopniowo zarosło, jednak nadal kryje się pod spodem.




I tak oto dotarliśmy do końca ścieżki i zarazem do
końca wycieczki, którą polecam wszystkim zainteresowanym. W końcu to tak
blisko - a przynajmniej tak mogłoby się wydawać...
